Dyskusja:Henryk Iwański
Z Wikipedii
nikt się do Twoich zmian nie odniesie póki się nie zalogujesz i nie otworzysz dyskusji - jakoś się odnosi skoro uparcie zmienia hasło.
���czytałem dodane przez Pernambuko pozycje literackie, ale obawiam się, że wszystkie one mają jeden mankament, nad którym historyk nie może przejść obojętnie - jedno i to samo źródło. Zachęcam do przeczytania fragmentów artykułu D. Libionki.
Wszystkie informacje na temat Apfelbauma pochodzą z jednego źródła: relacji składanych przez kilkunastu Polaków, przyznających się do „braterstwa broni” z rewizjonistami, oraz kilku osób pochodzenia żydowskiego, przypisujących sobie członkostwo w ŻŻW. Stały się one podstawowymi źródłami na temat ŻZW w związku z wizytą w PRL izraelskiej dziennikarki Chai Lazar. D.Libionka, L. Weinbaum
Ani polscy „świadkowie”, ani też osoby wymieniane przez nich jako członkowie ŻZW nie byli wzmiankowani w żadnych z dokumentów.
Największe wrażenie na Lazarach wywarł Henryk Iwański, ps. „Bystry” (1903-1978), podający się za polskiego oficera współpracującego z ŻZW z ramienia organizacji konspiracyjnej pod nazwą Korpus Bezpieczeństwa. Ów pracownik szpitala przy Wolskiej 37 miał być ojcem-założycielem ŻZW, zaopatrywać go w broń, a oprócz tego prowadzić wielopłaszczyznową i pełną niebezpieczeństw działalność na rzecz prześladowanych Żydów. To on miał być najbliższym przyjacielem komendanta ŻZW, towarzyszem jego walki, świadkiem jego śmierci na placu Muranowskim 27 kwietnia 1943 r. W tej „bitwie” Iwański stracić miał dwóch synów i brata, a sam zostać ciężko ranny.
Na kartach książki Lazara przedstawiono Iwańskiego jako schorowanego i zepchniętego na margines w komunistycznej Polsce bohatera. W rzeczywistości wizyta Chai Lazar była pierwszym krokiem do wykreowania Iwańskiego na bohatera narodowego i symbol polsko-żydowskiej solidarności w okresie niemieckiej okupacji. Ogromny udział miał w tym wieloletni dyrektor ŻIH, Bernard Mark, który jako pierwszy dał wiarę jego opowieściom i zaopatrzył w stosowne zaświadczenia z pieczątką ŻIH. Mark, przebywający podczas wojny w ZSRR, nie znał realiów okupacyjnej Warszawy. Na podstawie wydanych przez niego opinii, a także dokumentów uzyskanych dzięki nim, w dwudziestą rocznicę powstania w getcie (1963) odznaczono Iwańskiego srebrnym krzyżem orderu Virtuti Militari. Odznaczono wówczas również kilku jego podkomendnych, w tym... „dowódcę żydowskich grup bojowych Dawida Apfelbauma” – pośmiertnie nadano mu Krzyż Grunwaldu III klasy.
Iwańskiego i jego zasługi prezentowano obecnym na uroczystościach gościom z Izraela,
Kolejne etapy powstawania historii ŻZW z Iwańskim i Apfelbaumem w rolach głównych możemy śledzić na podstawie materiałów wyprodukowanych przez samych zainteresowanych w ŻIH. Właściwy początek tej historii rozpoczął się dziesięć lat później (w kwietniu 1958) wraz z publikacją artykułu Władysława Zajdlera ps. „Żarski”. Był to bodaj pierwszy tekst na temat ŻZW publikowany w polskiej prasie, mimo że nazwa organizacji bojowej syjonistów-rewizjonistów nie jest tu jeszcze wymieniona.
W tym samym czasie do akcji wkroczył kolejny „towarzysz broni” ŻZW: Tadeusz Bednarczyk. W przekazanym do ŻIH materiale, przedstawiając się jako „uczestnik akcji pomocy i dostaw broni do getta i zaopatrzenia, i znawca zagadnień getta z racji codziennej w nim bytności przez cały okres jego istnienia”, twórczo rozwinął tę historię. Działalność Iwańskiego i podległego mu „bohaterskiego majora Apfelbauma” miała być jedynie fragmentem wielopłaszczyznowej akcji KB na rzecz getta, prowadzonej na rozkaz ni mniej ni więcej tylko Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego . Opowieści te Bednarczyk będzie twórczo rozwijał aż do połowy lat dziewięćdziesiątych Przełomowy dla historii Iwańskiego i Apfelbauma był kolejny tekst Zajdlera na łamach organu ZBOWiD „Za Wolność i Lud” pt. “Wypad do getta. Fragment walk na placu Muranowskim”. Tematem jego opowieści, która weszła do kanonu przekazów na temat ŻZW, jest „bitwa” oddziału Iwańskiego, który miał przejść do getta w dniu 27 kwietnia 1943 r w sukurs walczącym na placu Muranowskim rewizjonistom pod komendą Apfelbauma. W trwającym kilka godzin boju polec miał jeden z synów Iwańskiego i jego brat. Żarski, który wcielił się w „zastępcę” Iwańskiego, opisał śmierć Apfelbauma: Zwróciłem się do rannego Apfelbauma [...] – dlaczego ty Mietku nie idziesz? Widzisz, jestem ranny, ale tak długo, jak moja głowa pracuje, muszę zostać tutaj. Mam swoich ludzi i nie mogę ich zostawić. Opis wzruszający, tyle że we wspomnianej relacji Iwańskiego z 1948 r. w ogóle nie ma mowy o „bitwie” 27 kwietnia, śmierci członków rodziny Iwańskiego, śmierci Apfelbauma, a co najważniejsze – nie pojawia się tam również sam Żarski. Dla porządku dodać należy, że opis Żarskiego nie zgadza się z raportem Stroopa, nie wzmiankują też o niej, ani o samym Iwańskim, żadne przekazy wytworzone przez struktury polskiego podziemia.
Z kolejnych enuncjacji publikowanych w polskiej prasie krajowej wynikało, że zasługi Iwańskiego i KB przyćmiewały dokonania „Żegoty” i AK. Iwański określony został mianem wybitnego żołnierza Polski Podziemnej, któremu zawdzięcza ocalenie 5 tys. Żydów. W mieszkaniu Iwańskiego miał się ukrywać nawet... Marek Edelman .
W latach 1959-1961 powstała również historia początków tej organizacji. (...)Żadnego z historyków nie zainteresowała dziwna znajomość Apfelbauma, jakoby zawodowego oficera, z pracownikiem technicznym szpitala na Woli. Nikt nie słyszał ani o zasługach Iwańskiego w obronie Warszawy, ani nawet o jego przydziale wojskowym (pozycja, nazwa jednostki itp.). Nikt też nie zwrócił uwagi na fakt, że KB powstał... jesienią 1943 r. Ludziom tym ulegano z jednego jeszcze powodu: Iwański był w posiadaniu wyjątkowej „pamiątki” – sygnetu komendanta Apfelbauma. Za jego pomocą członkowie ŻZW mieli kontaktować się ze swoimi partnerami po aryjskiej stronie.
Rzecz jasna, we wspominanej przez nas wielokrotnie relacji Iwańskiego z 1948 r. nie było mowy o tajemniczym pierścieniu. Nie pojawia się w niej zresztą oficer ŻZW Kazimierz Madanowski. Pierścień, jako jedyna materialna pozostałość po ŻZW, z miejsca uzyskał status relikwii. Jego zdjęcie trafiło na okładkę książki Lazara. Trzeba podkreślić, że to wszystko w żaden sposób nie deprecjonuje ŻZW – istnieli, organizowali się, walczyli bohatersko, niemal natychmiast skazano ich na zapomnienie. O świadomym wymazywaniu pamięci o rewizjonistach już kilka miesięcy po powstaniu świadczą dwa listy ukrywającego się w Warszawie historyka Emanuela Ringelbluma. 13 grudnia 1943 r. pisał do Adolfa Bermana: Listę współpracowników firmy [ŻOB – aut.] otrzymałem. O szeregu osób mam dane biograficzne [...]. Należałoby zebrać dane o wszystkich (rok urodzenia, miejsce zamieszkania, zawód rodziców, wykształcenie, cechy charakteru, udział w rozmaitych przedsięwzięciach, ostatnie przedsięwzięcie, itp.). Jednocześnie jednak pytał: Dlaczego nie ma danych o ŻZW. Dla historii winien zostać ślad o nich, mimo iż nie są nam sympatyczni.
Nie odmawiając dobrej woli rzecznikom upamiętnienia ŻZW w Warszawie, ostrzegamy przed niebezpieczeństwem ugruntowania fałszu historycznego, jakim jest dalsze gloryfikowanie „majora” Apfelbauma i jego polskich towarzyszy. Śladów tej postaci bezskutecznie szukaliśmy w archiwum Yad Vashem, Instytutu Żabotyńskiego, archiwum Kibucu Bohaterów Getta, archiwach polskich, niezależnych relacjach. W warszawskiej książce telefonicznej z roku 1938 r. natknęliśmy się na Mieczysława Apfelbauma – lecz to na razie wszystko. Trudno oprzeć się wrażeniu, że osoba i działalność Apfelbauma miały legitymizować bojowe zasługi członków „drużyny pierścienia” i w ogóle całego KB – organizacji marginalnej i niewiele znaczącej, lokującej się na obrzeżach Polskiego Państwa Podziemnego. Oni sami z kolei byli potrzebni dla dowiedzenia ogromu polskich zasług wobec Żydów. Taką rolę pełnią zresztą nadal.
I wypada tylko dopisać do ostatniego zdania - również za pomocą Wikipedii.