Project Gutenberg
Contents Listing Alphabetical by Author:
A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z Unknown Other
Contents Listing Alphabetical by Title:
# A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W Y Z Other

Amazon - Audible - Barnes and Noble - Everand - Kobo - Storytel 

See also ebooksgratis.com: no banners, no cookies, totally FREE.

CLASSICISTRANIERI HOME PAGE - YOUTUBE CHANNEL
Privacy Policy Cookie Policy Terms and Conditions
Wikipedysta:Andrzej anonimus/brudnopis - Wikipedia, wolna encyklopedia

Wikipedysta:Andrzej anonimus/brudnopis

Z Wikipedii

[edytuj] Los jeńców radzieckich w czasie i po II wojnie światowej

W lipcu 1941 komunikaty OKW zaczęły podawać ilość jeńców. Pierwszy komunikat z dnia 3 lipca 1941 dotyczył bitwy między Białymstokiem (tj. terenem wybrzuszenia granicy, gdzie zgromadzone były główne siły uderzeniowe radzieckie) a Mińskiem. Komunikat, nigdy podobny się nie powtórzył, stwierdzał, że około dwadzieścia dywizji radzieckich, ponad 300 000 ludzi, poddało się Niemcom rozstrzelawszy przedtem swoich Komisarzy Politycznych. Była to jedna z pierwszych zapowiedzi rozpoczynającego się Holocaustu. Przed atakiem na ZSRR, Hitler wydał rozkaz zabijania na miejscu, zaraz za frontem wszystkich jeńców należących do tzw. Zarządu Politycznego Armii Czerwonej. Posiadanie legitymacji partyjnej lub narodowość żydowska stanowiły okoliczności obciążające. Wydaje się oczywiste, że egzekucji dokonali Niemcy, a nie czerwonoarmiści; był to potem standardowy sposób postępowania.

Tę pierwszą zbrodnię starano się zatuszować. Sonderkommando z Einsatzgruppe B mordując komisarzy, wystąpiło w Sowieckich mundurach dla efektu propagandowego, jako przykład do naśladowania dla innych poddających się oddziałów sowieckich. Ponieważ efekt był minimalny, a przygotowania (przy niedostatecznej jeszcze ilości ludzi) kłopotliwe, w przyszłości zrezygnowano z tej metody. Niemcy utworzyli cztery Einzatzgruppen: A podporządkowaną grupie armii Północ, B dla grupy armii Środek oraz C na południu i D na froncie rumuńskim (później Krym i Stalingrad); na początku najsprawniej pracowały A i B, których dowódca, SS-Gruppenführer Arthur Nebe, znajdował się w tym rejonie. Działał stosownie do instrukcji Heydrich: „W nawiązaniu do ustnie udzielonych już 17 czerwca w Berlinie wskazówek przypominam, co następuje: nie należy stawiać przeszkód do samooczyszczeniu w antykomunistycznych i antyżydowskich kręgach na nowo zajętych obszarach. Przeciwnie, należy je wywoływać nie pozostawiając śladów, intensyfikować, jeśli to potrzebne oraz kierować na odpowiednie tory…" uzupełnionej po inspekcji Himmlera i Heydricha 2 lipca 1941: "Dla obserwatora z zewnątrz powinno to wyglądać, ze sama miejscowa ludność zareagowała w sposób naturalny przeciwko dziesiątkom lat opresji dokonywanej przez Żydów oraz terrorowi stworzonemu przez komunistów - oraz że miejscowa ludność dokonała tych pierwszych posunięć na własna rękę."

W tym okresie Einsatzgruppe B mordowała codziennie znacznie więcej, niż sama liczyła osób (w dowództwie i Einzatzkomandach 7a, 7b, 8 i 9, łącznie 655). Koncentrując się na współpracy z Grupą Armii Środek, Einsatzgruppe B zastrzeliła stosunkowo mało Żydów w pierwszych dniach wojny, na przykład tylko niespełna 70 w Mińsku. Nawet jednostki policyjne osiągały wyższe wyniki: w małej Wilejce 200, a w Białymstoku na osobiste polecenie Himmlera rozstrzelano 3 tysiące aresztowanych przez 309. batalion policyjny. Nebe otrzymał od wizytujących go Himmlera i Heydricha upomnienie i jednocześnie doraźne wsparcie; w końcu lipca ściągnięto z terenu GG dodatkowych ludzi i jednostki, tworząc cztery dodatkowe Einzatzkomanda (Christian Gerlach, "Einsatzgruppe B 1941/1942"). Już 1 sierpnia Nebe zameldował w RSHA, że na swoim obszarze wzmaga działania oczyszczające i antyżydowskie. Himmler i Heydrich blisko współpracowali z Erichem Kochem. Wycisnęli z Prus Wschodnich duże uzupełnienia, przeważnie kierowane do Einsatzgruppe A w krajach bałtyckich, lecz także do B.

Przed II wojną światową, placówka Abwehry w Ełku, Prusy Wschodnie wydzieliła zespół dozorujący twierdzę Osowiec, vel Ossowiec, która w czasie wojny sprawiła Niemcom dużo kłopotu. Grupa ta, w chłopskich strojach, wskazała Wehrmachtowi przejścia na bagnach, a być może opanowali też kluczowe punkty, tak, że zajęcie twierdzy nastąpiło 25 czerwca prawie bez walki, z zaskoczenia. Po wykonaniu zadania zostali bez przydziału. Po paru dniach przekazano ich do Sonderkommando, po czym w dotychczasowym przebraniu, chłopskich sukmanach ruszyli w dół doliny Biebrzy. Po drodze wystąpili w Jedwabnym, Radzyniu i innych mniej znanych miejscach, być może mieli zmienić sukmany na mundury Sowieckie, ale najpierw wczuć się w nową rolę. Nie zachowały się żadne dokumenty, ale najbardziej przekonująca jest mapa, na której zaznaczono miejsca masowych zbrodni. Einzatzgruppe B zostawiła ślady prawie w postaci linii prostych równoległych mniej więcej od granicy GG do Smoleńska, natomiast z Prus Wschodnich szlaki te rozchodzą się promieniście z kolistego obwodu, ostatni na południe doliną Biebrzy. Pośrednim dowodem jest też, że Marian Karolak, burmistrz Jedwabnego ustanowiony przez Niemców, skazany został na karę śmierci przez sądy Państwa Podziemnego za zdradę jako wieloletni rezydent Abwehry. Ponieważ te tereny oddzielone były do GG granicą, należały do Reichskommissariat Ostland - Komisariatu Rzeszy Ostland, a potem włączone zostały do Prus Wschodnich, możliwości AK były ograniczone i wyroku nie zdołano wykonać. W strzelaninie przy pułapce zastawionej przez zespól egzekucyjny wysłany na teren Ełku zginęła siostra Karolaka, natomiast on sam zniknął bez śladu i nigdy nie udało się go odnaleźć. Istnieją uzasadnione przypuszczenia, jednak podobnie jak w wypadku Ganzweicha z Warszawy, nie ma pewności. Informacje tą podała prasa polska (1950) w sprawozdaniach z procesu w sprawie mordu w Jedwabnym, w którym skazano za współudział około dwudziestu osób, którzy jednak nie byli głównymi winnymi.

To osobny temat, zasługujący ma zbadanie. Natomiast nie ma wątpliwości, że mord na radzieckich Komisarzach Politycznych w Mińsku nie był samorzutnym samosądem dokonanym przez wziętych do niewoli żołnierzy. Było to widowisko zorganizowane przez SS, równie wiarygodne, jak prowokacja gliwicka. Komunikaty o niezwykłych ilościach jeńców, Polacy traktowali z niedowierzaniem. Wydawały się nie tylko przesadzone, ale wprost niemożliwe. Przecież w poprzednich kampaniach, mówiło się o tysiącach, dziesiątkach tysięcy jeńców. Wyjątkowo we Francji, gdzie Francuzi nie chcieli się bić i masowo poddawali do niewoli, o setkach tysięcy. Teraz cyfry zmieniały się, jak na bijącym liczniku nastawionym na miliony. Wydawało się, że gdyby to była prawda, to opór Armii Czerwonej musiałby już ustać. Tymczasem walki trwały nadal z niesłabnąca siłą, chociaż gazety donosiły o dwu, dwu i pól, trzech, czterech milionach jeńców i ciągle rosły.

W związku z tym, że sprawy nie traktowano na serio, opowiadano sobie nawet taki kawał: po wzięciu do niewoli, powiedzmy dziesięciu czy już dwudziestu milionów jeńców Stalin dzwoni do Hitlera i pyta: - "No i co, kapitulujecie, czy chcecie jeszcze następne dwadzieścia milionów? U nas ludi mnogo, możemy poddać pięćdziesiąt!" - Te dowcipy nagle ustały, gdy rozpoczęły się makabryczne marsze śmierci.

Eskorta niemiecka pędziła ogromne, wydawało się, niekończące kolumny jeńców, praktycznie bez jedzenia i picia. Ci, którzy padli, zostawali na miejscu dobici strzałem, a czasem po prostu kolbą. Nie było mowy, żeby rzucić im kawałek jedzenia, eskorta strzelała nie tylko do jeńca, który choć parę kroków pozostał za grupą, ale także do każdego, kto się zbliżył. Wcześniej, gdy eskortowano kolumny Żydów do budowy dróg, można było z reguły rzucić im trochę jedzenia, strażnicy czasem grozili, ale nie strzelali. Tutaj, zbliżenie się do kolumny jeńców równoznaczne było z samobójstwem. Obszarpani, czasem obwinięci, bo obandażowanie to nie było, ludzie szli jak automaty, czasem padali, wtedy za kolumną zostawały zwłoki. Czasem jechał wóz i zwłoki zabierano, ale zwykle kazano sprzątać pozostałe trupy lokalnym władzom. Na kilometrze przebytej drogi zostawało przeciętnie dziesięć, pięć, czasem dwa lub trzy trupy, to było różnie, nikt nie myślał o statystyce.

Szosą przeszło tylko parę takich kolumn, teraz i ponownie na początku następnego lata; na szczęście Ostrowiec nie leżał na głównej trasie. Przechodzące kolumny, mówiono, że w drodze z Przeworska do Częstochowy, gdzie istniały duże obozy, zatrzymywały się, na kilka lub kilkanaście dni, na przedmieściach miasta, właśnie w wspominanych już budynku gimnazjum i leżącym naprzeciwko gmachu zbiorczej szkoły powszechnej. To znaczy, w budynkach zatrzymywała się niemiecka eskorta, natomiast boiska i teren dookoła ogrodzono dodatkowo drugą linią drutów kolczastych i tam, wprost na ziemi, leżały setki lub tysiące śmiertelnie wyczerpanych ludzi, tam gdzie padli. Nawet wody dla nich nie wystarczało, nie mówiąc o chlebie. Niektórzy usiłowali popełnić samobójstwo, ale to nie było łatwe w takiej masie ludzi. Zwłaszcza, że Niemcy w takim wypadku traktowali tych w pobliżu, jako współodpowiedzialnych, a nie wszyscy akurat decydowali się na śmierć.

Jeńcy błagali o chleb i zwłaszcza o sól, okoliczni ludzie stopniowo znaleźli sposoby, żeby im trochę żywności podrzucić. To trudne i ryzykowne, więc oczywiście była to ilość niewielka, niewystarczająca. Ale okazało się, że sól nie była dodatkiem do żywności. Służyła do popełnienia samobójstwa. Dla wyczerpanych, osłabionych, już odwodnionych i wygłodzonych organizmów, zjedzenie 100g, a często około 50 g soli powodowało szybką utratę przytomności, ale śmierć nie nadchodziła łatwo ani prędko. Jeńcy konali w drgawkach jeszcze dzień, czasem dwa. Niemcy traktowali to jako śmierć naturalną, może jakąś chorobę. Albo się nie orientowali, albo było im wszystko jedno.

Widziałem to na własne oczy z domu na Żeromskiego, gdzie kiedyś mieszkałem i z którego okna był dobry wgląd na boiska gimnazjum. Przy samych drutach, leżało kilka odsuniętych od tłumu zwłok. Ale po pewnym czasie okazało się, że te odsunięte zwłoki jeszcze żyły, co jakiś czas targały nimi gwałtowne drgawki, jakby dostali epilepsji. Początkowo miałem zamiar pójść jeszcze do domku z czerwonej cegły po drugiej stronie szosy, tuż koło szkoły, możliwości obserwacji z drugiej strony były jeszcze lepsze, ale zrezygnowałem, nie chcąc nic więcej widzieć. I tak nie można by pomóc, a widok był potworny, lepiej odwrócić oczy. Prawdziwe piekło na ziemi.

Dane z komunikatów [[OKW]] nie były przesadzone, faktycznie Niemcy wzięli w roku 1941 około 4,5 miliona jeńców, a w pierwszej połowie 1942 jeszcze 1.5 - 2 milionów. Potem wzięcie jeńca należało do rzadkości.

Jesienią 1941 Hitler oficjalnie ogłosił, że Armia Czerwona przestała już istnieć i zostały tylko resztki, które stopniowo ulegną likwidacji. To był fałszywy komunikat, ale nie całkiem kłamstwo. Rzeczywiście, ta armia, która istniała w chwili rozpoczęcia nagłej napaści, prawie cała została zniszczona. Bezpośrednio przed napaścią Hitlera, przy zachodniej granicy ZSRR zgrupowano ponad 5 milionów ludzi, z których praktycznie nikt nie ocalał. Stalin nakazał traktować jeńców jak dezerterów i zdrajców. Ci, których nie zdążył wymordować Hitler, zginęli potem z rozkazu Stalina.

Ojciec, który sam był w "raju” i uciekł stamtąd do GG, wyjaśniał mi, że ci ludzie musieli już przejść piekło, a cały czas wmawiano im, że za granicami ZSRR jest jeszcze gorzej. Gdy potem weszli do Polski i innych krajów, zobaczyli na własne oczy, że ludzie mogą żyć inaczej i lepiej. Dlatego poddawali się łatwo, po prostu woleli niewolę. Może nawet widzieli w tym swoją szansę życiową, żeby wydostać się z "raju". Nie miał jednak racji, chociaż być może dla pewnej części mogło tak być. Ale większość, zapewne wolałaby trafić do innych krajów jako zwycięzcy. Nie planowali oni poddania się do niewoli po to, aby uciec od swego ustroju.

Większość z nich to byli zwyczajni ludzie, nie żadne potwory, jak wtedy uważało wielu Polaków. Zwyczajni żołnierze, przymusowo wcieleni do wojska, następnie poddani normalnej obróbce, zapewne w większości przekonani o zwycięstwie, indoktrynowani. Jeżeli nawet niezbyt szczęśliwi, to znosili swój los. W niewoli znaleźli się dlatego, że spotkało ich nieszczęście, nie z własnej winy ani tym bardziej chęci.

Założenie, że cała armia albo całe społeczeństwo może się składać ze zdrajców to już nie absurd, ale wprost obłęd, paranoja. W każdym społeczeństwie znajduje się pewien odsetek ludzi lepszych i gorszych, obok większości przeciętnych. Jeżeli założymy, że odsetek potencjalnych zdrajców wynosi średnio, na przykład, 10%, to znaczy, że społeczeństwo, w którym odsetek wynosi 5% jest bardziej solidarne i moralne, a społeczeństwo w którym znajduje się 20%, złe. Ale twierdzić, że gdzieś jest 90 lub 80% zdrajców to błąd w założeniu. Znaczy to, że ocenia się fałszywie normę ludzi przeciętnych. W takim wypadku należałoby przyjrzeć się uważnie temu pozostałemu małemu odsetkowi, a zwłaszcza temu, kto stawia taką ocenę.

Francuzi nie chcieli się bić i masowo poddawali do niewoli. Czy na tej podstawie można uznać Francuzów za zdrajców i nakazać wymordowanie tych, którzy znaleźli się w niewoli? W takich wypadkach to nie wina żołnierzy, ale dowództwa. To samo odnosi się do milionów jeńców rosyjskich. To nie oni byli zdrajcami, to ich zdradzono.


Pierwsza linia Rosjan nie miała w ogóle żadnych szans, możliwości obrony. Wystawiono ich właściwie na pokaz, rozbrojonych, przy dekoracjach umocnień granicznych, które skonstruowane były tak, że mogły wywoływać tylko śmiech Niemców. Stalin za wszelką cenę starał się kupić jeszcze trochę czasu, aż będzie gotów do uderzenia pierwszy. Dlatego zachowywał się tak jakby, łasząc się, kładł się na grzbiet i wprost pod zęby przeciwnika nastawiał brzuch i gardło dla zademonstrowania swoich pokojowych intencji. Obowiązywał zakaz otwierania ognia do samolotów wywiadowczych niemieckich, które w ostatnich tygodniach całkiem jawnie i masowo prowadziły rozpoznanie terytorium ZSRR. W pierwszych godzinach 22 czerwca, kiedy na podstawie napływających informacji jasne się stało, że wojska niemieckie wszędzie rozpoczęły marsz i dowództwo radzieckie przygotowało pilny rozkaz o postawieniu Armii Czerwonej w stan gotowości bojowej, Stalin określił to jako przedwczesne i nie zezwolił. Zamiast tego wydał rozkaz, który wprawdzie wspominał o obronie w razie potrzeby, ale na pierwszym miejscu stawiał zakaz unikania prowokacji w stosunku do wojsk niemieckich. To oczywiście można rozumieć tylko jako zakaz otwierania ognia do wkraczającego napastnika.

Druga i trzecia linia nie były w lepszej sytuacji. Zdążyli dowiedzieć się, że rozpoczęła się wojna, ale nadal nie mieli rozkazów i w tej sytuacji nie śmieli reagować. Trzeba pamiętać, że Armia Czerwona została niedawno zniszczona przez Stalina, który okazał się o wiele niebezpieczniejszy niż najgorszy wróg. Dopiero niedawno zaczęła się odbudowywać, w ślepym posłuszeństwie. Nie było chętnych, którzy odważyliby wykazać się inicjatywą. Przecież ok. 90% wyższej kadry dowódczej i 60% oficerów, zwłaszcza tych, co ośmielili się mieć własne zdanie, zapłaciło głową. Poza tym, nie było w ogóle planów sztabowych obrony, przygotowane były jedynie plany ofensywy. Kiedy nareszcie nadszedł rozkaz podjęcia walki, wykonywali zwykle planowane uderzenie do przodu bez rozpoznania, gdzie właściwie znajduje się nieprzyjaciel? Tak na przykład było w wypadku najsilniejszego zgrupowania, na występie białostockim, które uderzyło w próżnię, gdy Niemcy uderzyli jednocześnie na flanki i ostatecznie zniszczyli te armie, zachodząc je od tyłu i otaczając.

Zapanował najdzikszy bałagan, a potem paniczny odwrót, dowódcy radzieccy często nie wiedzieli nie tylko gdzie jest nieprzyjaciel, ale nawet gdzie są własne oddziały, jakie są cele i zamiary własnego dowództwa i co mają robić. W walce z armią dysponująca wyszkoleniem i doświadczeniem dwu lat wojny, zawsze dotąd zwycięskiej, można powiedzieć u szczytu możliwości, zostali szybko pobici.

Kiedy Stalin otrząsnął się wreszcie z załamania nerwowego i apatii, mianował się naczelnym wodzem. Dowodzący dotąd formalnie Timoszenko i tak nie mógł podjąć żadnej decyzji bez zgody Stalina, a czekać musiał długo i bezskutecznie na akceptację każdego wydanego rozkazu. Ale to nie poprawiło sytuacji, Stalin zaczął dowodzić w sposób absurdalny, a czasem surrealistyczny.

Jako przykład mogą służyć losy Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, z którego właśnie pochodzili pędzeni przez Ostrowiec, nieszczęśni jeńcy. Jego dowódcą był generał-pułkownik Michaił Kipronos, jeden z zaufanych, (na krótko) ludzi Stalina. W okresie wielkiej czystki w armii szczęśliwie zajmował dalekie i podrzędne stanowisko, komendanta szkoły oficerów piechoty w Kazaniu. W powstałej pustce szybko awansował, przytakując każdemu słowu Wielkiego Nauczyciela i starając się uprzedzić każde jego życzenie i podlizać, ukazując pełne uwielbienie. Początek wojny przetrwał szczęśliwie, niemieckie uderzenie skierowane było obok, na północ od niego. Poza tym, dysponował w sumie 32 dywizjami piechoty, 16 pancernymi i 8 zmechanizowanymi (nawet uwzględniając, że część tych sił to były wyspecjalizowane wojska górskie, przeznaczone do przewidywanej ofensywy w Karpatach a mało przydatne w obronie na stepach). Nie był to zły stosunek sił, gdy Niemcy zaatakowali jego front 24 dywizjami piechoty i 9 dywizjami pancernymi. Ale największym atutem było to, że dysponował Kijowskim Rejonem Umocnionym, najsilniejszą twierdzą tzw. Linii Stalina przystosowaną do obrony okrężnej i prawdopodobnie najsilniejszą fortecą w Europie. Nowocześniejszą od Sewastopola, a bez porównania potężniejszą, niż Linia Maginota. Wprawdzie fortyfikacje te zostały rok temu rozbrojone na rozkaz Stalina, ale armia miała własne uzbrojenie, mogła wprowadzić je do bunkrów i tak zrobiła.

Michaił Kipronos był w stosunkowo komfortowym położeniu, nie za mocno naciskany i miał mnóstwo czasu, prawie dwa miesiące na podjęcie decyzji. Mógł z palcem w nosie przeprowadzić planowy odwrót, wyprowadzić armię bez strat i z całym sprzętem ze strefy zagrożenia, albo też zamknąć się w twierdzy i przetrwać w niej oblężenie, na pewno do zimy. Przez dłuższy czas nie zrobił niczego, nie dostał rozkazów i nie próbował przedstawić własnych sugestii, co mogłoby być źle przyjęte. Potem dostał rozkaz obrony umocnionej pozycji i zaraz potem rozkaz odwrotu. Dyrektywy zmieniały się kilkakrotnie, a on wykonywał każdą z nich, jak głos Boga. Wreszcie, gdy jego wojska zostały otoczone, nakazano mu wyprowadzić je z fortyfikacji i to bez wsparcia lotniczego. (Na polecenie Stalina, samoloty pozostawały na pokojowych lotniskach i dopiero 22 czerwca 1941 rozkazano je przenieść na lotniska polowe, ale było za późno, nie zostało nic do przenoszenia.) Oznaczało to, że trzeba zostawić w fortyfikacjach ciężki sprzęt i przebijać się do swoich. Stawić w otwartym polu czoła zwycięskiej armii niemieckiej, w stosunku do której czuli prawdziwy kompleks. To się musiało źle skończyć.

Gdy armie te zostały rozbite na kilka części, ale wciąż nie pobite, Kipronos otrzymał nowy rozkaz: miał pozostawić armie, uciekać tylko ze sztabem i zameldować się u naczelnego wodza po przekroczeniu frontu. Nie ma pomyłki, takie haniebne postępowanie stanowiło przyjęty standard, Stalin nakazywał generałom porzucanie swoich żołnierzy zawsze, gdy jakaś armia znalazła się w krytycznym położeniu. W wypadku, gdyby ktoś nie posłuchał rozkazu uważając, że dowódca tak nie postępuje, chciał pozostać ze żołnierzami, przydzieleni członkowie kompanii ochrony sztabu mieli polecenie go zabić. Podobno tak stało się z Własowem, który w wynikłej strzelaninie został ranny i właśnie dlatego wpadł do niemieckiej niewoli. Kipronos nie miał obiekcji moralnych, wykonał dokładnie i bez wahań otrzymane polecenie. Wybrawszy najlepszych żołnierzy, sformował kolumnę liczącą ok. 2 000 ludzi i w nocnym ataku, przebił pierścień okrążenia, po czym wraz ze sztabem i eskortą odłączył od kolumny, licząc, że za nią pójdzie pościg niemiecki, a on w tym czasie zdąży przejść linię frontu. Miał pecha, główna kolumna przeszła szczęśliwie, a jego mały oddział wpadł na siły niemieckie i w krótkim starciu, wszyscy zginęli.

Opis tych zdarzeń poznałem z opowiadania jednego z jeńców radzieckich, który zdołał uciec z niewoli, w 1942 r. znalazł się w tzw. oddziale Saszki, a po jego rozbiciu nawiązał kontakt z polska partyzantką. Po wojnie został on repatriowany do ZSRR i odtąd słuch o nim zaginął, nigdy nie udało się nawiązać z nim korespondencji. Zapewne zadbano, aby nie miał okazji snuć więcej wspomnień.

Tych ludzi wyprowadzono na rzeź i pozostawiono na pastwę wroga, bez możliwości skutecznej obrony, dlatego, że ich pan i bóg, Stalin, uważał, że zdoła w ten sposób zmylić przeciwnika i ukończyć przygotowania do zaatakowania go znienacka.

Trafił na człowieka równie podstępnego, chytrego i podłego, jak on sam, ale jednak inteligentniejszego. Kiedy zaś plan zamienił się w katastrofę, postąpił tak jak zawsze dotąd: zrzucił własną winę na innych i zabrał się do surowego, przykładnego karania swoich ludzi. Wydał wyrok śmierci na żołnierzy, którzy padli ofiarą jego idiotycznego działania.

Prawdopodobnie to najokrutniejsza zbrodnia w tej wojnie. Właściwie, były trzy zbrodnie, z których każda zakończyła się bardzo podobną liczbą, około 6 milionów trupów, a mianowicie wymordowanie ok. 20% ludności Polski, najbardziej znany Holokaust, którego ofiarą padli Żydzi i wreszcie wymordowanie całego pokolenia mężczyzn, pełniącego wówczas służbę wojskowa w Armii Czerwonej. Autor, który jest Polakiem i mimo woli trudno mu zdobyć na obiektywizm, jednak uznał tą trzecią za najbardziej makabryczną, dlatego, że trwała najdłużej i na oczach całego świata, który (jak przedtem przy Holokauście i także w czasie mordowania ludności Polski) nic nie zrobił, a jedynie odwracał oczy. Jeszcze gorzej, "wolny świat" nie chciał niczego widzieć ani słyszeć, aktywnie pomagał katom i zbirom Stalina, wyławiać i dostarczać do ZSRR tych nieszczęśników, którym udało się przeżyć.

Niektórzy ludzie, choć zaszokowani ogromem okrucieństwa, uważali wprowadzenie takich drakońskich metod za konieczne, że Stalin zastosował nieludzkie metody po to, żeby opanować szerzącą się panikę i rozkład armii, dezercję i defetyzm. Błąd, same metody Hitlera wystarczały żeby zamienić wojnę na froncie wschodnim z komfortowej wojny błyskawicznej na zoologiczną walkę do całkowitego wyniszczenia.

Może niektórzy żołnierze rosyjscy poddawali się z początku zbyt łatwo, chociaż faktycznie postawiono ich w takim położeniu, że nie mogli nic innego zrobić. Ale kiedy rozeszły się wieści, jaki jest los jeńców, rosyjscy żołnierze przestali się poddawać, szybka śmierć na polu walki była lepsza. Hitler zamienił ich w najbardziej zaciętych, nieustraszonych bojowników.

Stalin nie miał potrzeby nic dodawać, miał inne motywy. Każdy fachowy szef gangsterów, doświadczony i kompetentny herszt bandytów zdaje sobie sprawę, jakim uciążliwi są świadkowie. Wystarczy zlikwidować świadków, wymazać ich, uciszyć czy jak się to jeszcze mówi i wtedy o każdej zbrodni można wymyślić i rozgłosić swoją własna wersję. Zamiast potwora podać się za świętego lub bohatera.

Nie chodzi o problem dobra ani zła. Wielki Nauczyciel i Wódz popełnił idiotyczne błędy, wykazał się absolutną tępotą, przeliczył się tak głupio, że to się wprost nie mieści w głowie. Po takiej kompromitacji, żaden inny polityk lub przywódca nie mógłby dalej rządzić, musiałby odejść lub został zmuszony do odejścia. Gdyby nawet udało się uniknąć odpowiedzialności, to spotkałby się z powszechnym potępieniem. Ale Stalin uważał inaczej: on nigdy nie popełnił błędu, był nadczłowiekiem, więcej niż prorokiem. Jeżeli nie kazał uznać się za boga, to dlatego, że nie sposób pogodzić tego z materializmem i marksizmem. Stalin nie dbał o fakty, tworzył swoją własną historię i każdy musiał w nią wierzyć, albo zginąć.

To wstrząsające, że ciągle jeszcze, w dwudziestym wieku (a nie daj Boże, także w przyszłości) można zmusić ludzi do wierzenia w całkiem nieprawdopodobne bzdury, do uznania jawnych kłamstw. Można zwątpić, czy w ogóle istnieje jakaś prawda, czy ludzie posiadają godność i czy w ciągu tysiącleci nastąpił postęp, rozwój umysłowy. Przeczytanie jedynej własnej pracy Stalina, Krótkiego Kursu Historii WKP(b) robi piorunujące wrażenie, odsłania poziom umysłowy troglodyty i kompletny debilizm. Zbiór oczywistych fałszerstw napisany tak prymitywnie, że wprost nie można pojąć, że ta niewielka książeczka nie skompromitowała autora. Przeciwnie, przez dziesięciolecia otaczana była czcią i szacunkiem, jak nowa Ewangelia. Stalin nakazał uznać swoją wersję historii, a wszyscy, którzy w nią nie uwierzyli, wiedzieli albo mogli wiedzieć, że było inaczej, musieli zginąć.

Ten sam mechanizm na większą skalę powtórzył w wypadku II wojny światowej. Stalin nie popełnił najmniejszego błędu, orlim wzrokiem i genialnym umysłem przeniknął plany innych polityków i wojskowych, ocalił i zwycięsko wyprowadził ZSRR z najgorszych niebezpieczeństw. Ocalił od pewnej zguby, która groziła z powodu spisku kapitalistów całego świata, którzy najpierw wszyscy sprzysięgli się w tym celu, a dopiero potem, dzięki genialnej rozgrywce dyplomatycznej, pobili się między sobą. Stalin nigdy nie sprzymierzał się z Hitlerem, nigdy nikogo nie napadł, on tylko początkowo ocalał ludy przed agresją wcielonego zła, objął je swoja opiekę i umiejętnie przesunął do przodu rubież przyszłej obrony państwa. Następnie genialnie przygotował armię do obrony, co było niełatwe, gdyż Hitler opanował do tego czasu całą Europę i ZSRR musiał walczyć przeciw ogromnej przewadze. Jednak dzięki wybitnej strategii i taktyce Stalina, Hitler wyczerpał siły swojej potężnej armii nie mogąc przełamać frontu. Po umiejętnym, elastycznym odwrocie wojsk rosyjskich w miarę jak malała jego początkowa przewaga, poniósł klęskę. Cała zasługa pobicia nazistów i cały ciężar wojny spoczywał wyłącznie na ZSRR, które według danych radzieckich, poniosło 98% wysiłku wojennego, przez cały czas angażował co najmniej 90% wojsk niemieckich. Znikoma, materialna pomoc aliantów nie przekraczała 2% produkcji wojennej ZSRR i była bezwartościowa, niskiej jakości. O rzekomych działaniach wojennych Aliantów nie warto wspominać, w większości były pozorowane. Stalin prowadził prawidłową politykę i przygotował się na ewentualność wojny obronnej. W najtrudniejszym okresie tylko dzięki niemu zdołano opanować trudną sytuację, wynikłą z braku czujności i czasem celowych działań wrogów ustroju, którzy próbowali wykorzystać tą okazję do swoich niskich celów i doprowadzić do upadku państwa, jedynej nadziei ludzkości. Oczywiście, wszyscy ci wrogowie już ponieśli, albo też poniosą sprawiedliwą karę.

Nie miało znaczenia, że naprawdę chodziło o ludzi, którzy spełnili tylko jego rozkazy i w tym leżał ich błąd i wina. Tym gorzej dla nich. Zostali przez swego pół-boga wyprowadzeni na rzeź i porzuceni na pastwę. Kazano im ufać i ufali, a gdy wszystko okazało się kłamstwem, przeżyli rozczarowanie. Ci ludzie wiedzieli, jak było naprawdę i nie żywili złudzeń, co do Wielkiego Przywódcy. A więc musieli umrzeć. Nie mógł pozostać nikt, kto mógłby zaprzeczyć fałszywej legendzie o Wielkim Stalinie.

Znaczną część pracy wykonał Hitler, z ponad 6 milionów zaraz na początku mordując może 20%, a z pozostałych, jeszcze ok. 40 do 50% do końca wojny.

Już 6 czerwca, przeszło 2 tygodnie przed rozpoczęciem napaści, wydany został znany rozkaz o komisarzach politycznych. Hitler nakazał natychmiastowe wyszukanie wśród jeńców komisarzy i zabijanie zaraz po przesłuchaniu, wyjaśniając, że po pierwsze, ZSRR nie podpisało konwencji Genewskiej, a więc jej postanowienia nie mają zastosowania do jeńców sowieckich, a po drugie jest to wojna na śmierć i życie dwu ideologii i systemów, nie ma miejsca na żadne względy lub sentymenty. Zgodnie z tym, na terenie operacyjnym lub zapleczu frontu, zabijano komisarzy politycznych oraz wszystkich funkcjonariuszy partyjnych, a przy okazji również wszystkich podejrzanych, także rannych i chorych. Tej pierwszej segregacji dokonywał od razu Wehrmacht, w dużej mierze kierując się zasadą, że lepiej trochę przesadzić, żeby uniknąć kłopotów później. Potem, na podstawie specjalnej umowy między dowództwem Wehrmachtu a RHSA (Reichhauptsicherheitsamt), firmowanej przez Himmlera a kierowanej przez Heydricha, "eliminowaniem niepożądanych elementów" zajmowały się wyspecjalizowane jednostki, tzw. SS-Einsatzkommando. Przekazywano też wyselekcjonowanych jeńców do uśmiercenia w fabrykach śmierci, obozach koncentracyjnych.

W pierwszej kolejności, można przypuszczać, że wymordowano w ten sposób około 900 tys. ludzi, gdyż komunikaty OKW wymieniały 4,5 miliona wziętych do niewoli w 1941 r., a władze rozliczają tylko 3,6 miliona jeńców. Oczywiście, o tych zlikwidowanych z najwyższego rozkazu, nikt nie odważył się wspominać w rozliczeniu, tym bardziej niczego kwestionować. Ale w skali masowej, znacznie większa śmiertelność spowodowana była przez nieludzkie warunki bytowania jeńców, stałe przebywanie poza budynkami, prymitywne warunki higieniczno-saniatarne.

W piśmie Alfreda Rosenberga do W Keitla z dnia 28 lutego 1942 r. stwierdza on: ".... Z 3,6 miliona jeńców, zostało dziś tylko kilkaset tysięcy zdolnych do pracy. Wielka ich część zginęła z głodu, na skutek niepogody..., od tyfusu plamistego. W wielu obozach nie zatroszczono się nawet o kwatery dla jeńców. Na deszczu i śniegu, pozostawali oni pod gołym niebem. Nie dano im narzędzi, by mogli sobie wykopać ziemianki lub jaskinie... Zaniedbano w sposób widoczny systematycznego odwszawiania więźniów. Często słyszało się wypowiedzi w rodzaju: im więcej wymrze tych jeńców, tym lepiej dla nas...."

Alfred Rosenberg nie pisał tego z powodów humanitarnych, po prostu uważał to za marnotrawstwo, gdy przemysł zbrojeniowy cierpiał na brak rąk do pracy.

Przykład: Komendant filii Oświęcimia w Brzezince (Auschwitz–Birkenau) w budowie, Rudolf Höss, tak pisze w sprawozdaniu o 10 tys. jeńców, przydzielonych do budowy w listopadzie: "Według zarządzenia Reichsführera miano sprowadzić tylko jeńców szczególnie silnych i nadających się do pracy. Po drodze nie otrzymywali prawie żadnego pożywienia. Podczas przerw w marszu, prowadzono ich na najbliższe pole i tam mogli wyszukać sobie, co było jadalne. Jeńcy chętni do pracy, ale z powodu osłabienia niczego nie mogli dokonać. Marli jak muchy z wycieńczenia lub jakiejkolwiek choroby, przeciw której osłabiony organizm nie mógł się bronić. Wiem dokładnie, że po przybyciu do obozu daliśmy im specjalne dodatki żywnościowe, ale bez skutku, wyniszczony organizm nie był w stanie ich strawić. Widziałem, jak wielu umierało podczas łykania buraków lub ziemniaków. W 1942 pozostało kilkuset..." (Jest mało znanym faktem, że hektar uprawnej ziemi zawiera kilka ton, nawet do dziesięciu, biomasy typu zwierzęcego. Większość organizmów jest zbyt mała, ale daje się wyszukać kilkaset kg nieco większych. Pomijając legendy o geofagach, ludzie, jeżeli nie zetknęli się z tym osobiście, zapewne przynajmniej słyszeli o podobnym zachowaniu w czasie wielkiego głodu na Ukrainie. Choć trudne i uciążliwe, jednak okazało się wtedy bardziej racjonalne od kanibalizmu, umożliwiło przeżycie części ludności, za wyjątkiem okresu mrozów).

Cytat: [Obóz Hammerstein, Stalag 315. "Na piaszczystym terenie obozu, nie było krzewów ani roślinności, która mogłaby dać schronienie lub pożywienie. Jeńcy aż do grudnia przebywali stale na otwartym terenie, potem stopniowo budowali elementy budynków. Jeńcy ci łyżkami próbowali wykopać doły, w których chronili się na noc. Jamy wygrzebane w sypkim gruncie łatwo się obsuwały, zasypując śpiących, których rano wydobywano już martwych. Inni jeńcy zbijali się w ciasne grupy, by się ogrzać. W czasie złej pogody ten tłum przesuwał się od drutów do drutów, dlatego, że ci, co byli na stronie nawietrznej po pewnym czasie przechodzili i chronili się po stronie zawietrznej. W tzw. batalionie chorych, którzy przeżyli tyfus lub inne choroby, jeńców zmuszano do codziennej gimnastyki, aby wyeliminować słabszych...." itd.]

W piśmie Rosenberg pomija sprawę jeńców-renegatów, którzy zdecydowali się włożyć wrogi mundur. Z początku, Niemcy starali się o podsycanie różnic narodowościowych, oddzielali Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, nawet Gruzinów i inne narodowości, tworząc oddziały pomocnicze do służb policyjnych. Lub przenosili ich na statut przymusowych robotników, podlegających nadzorowi policyjnemu, ale w warunkach bez porównania lepszych. Wielokrotnie po wojnie mówiło się i pisało, że Niemcy zwerbowali do ROA (Rosyjskoj Oswoboditielnoj Armii) około miliona ludzi, co jest oczywistą nieprawdą. ROA dowodzona przez wziętego do niewoli generała Własowa, liczyła trzy zorganizowane dywizje o pełnych stanach i oprócz tego kilka mniejszych oddziałów w trakcie formowania, nigdy nie osiągając 100 tys. ludzi. Niemcy nie ufali ROA i jej dowódcy, który starał się utworzyć wojsko w starym, lepszym sensie, wykonujące rozkazy, ale karne, regularne i w miarę możności, o ludzkim obliczu. Sam Własow wpadł do niewoli dlatego, że nie chciał porzucić swoich ludzi, dzielił ich los do końca. Teraz starał się jak najwięcej ocalić. Toteż Hitler nakazał przerwać formowanie i dalszy wzrost ROA, zamiast tego utworzono wielu innych formacji i oddziałów o różnych funkcjach i podporządkowaniu.

Trudno osądzać ludzi, którzy znaleźli się w tak okropnym położeniu nie ze swojej winy. Ziemia usunęła się im spod nóg i znaleźli się w piekle, gorszym niż to, które znali u siebie. Niektórzy chcieli się ocalić, mając nadzieję, że nie będą zmuszeni akurat do najgorszego, że zdołają doczekać, aż wojna się skończy. Wielokrotnie zastanawiano się, czy Hitler nie stworzył rozmyślnie takich warunków, żeby zmusić ich do aktywnej służby po niemieckiej stronie, pozostawiając jedyną drogę ocalenia. Jeżeli tak, to rezultaty były kiepskie. Dwa razy więcej zginęło, niż skorzystało z tej drogi. Z pozostałych, Niemcy nie mieli wiele pożytku. Mniej więcej równa liczba wyginęła i pozostała przy życiu, a tych w połowie wykorzystano ich jako siłę roboczą, a połowę jako żołnierzy. A więc bilans: około 20 % wymordowano od razu i ci mieli szczęście, 40% zamęczono, po 20% robotników i zdrajców na razie przeżyło.

Po piśmie Alfreda Rosenberga, sytuacja się zmieniła. Jeńcy radzieccy nadal nie mieli żadnych praw, ale nie mordowano ich w takim tempie ze względów ekonomicznych. Rzeszy nie stać było na rozrzutność potencjału roboczego. Nadal wszyscy przeznaczeni byli na śmierć, ale przedtem należało wycisnąć z nich każdą kroplę potu i jednostkę siły, jaka jeszcze w nich tkwiła. Używano ich do najcięższych zadań. Na przykład Baubataillons i Arbeitsbataillons budowały podziemne fabryki, zabezpieczone przed każdą znaną wtedy bombą bunkry i tajemnicze, "kolossal" obiekty, których przeznaczenie do dziś nie jest znane, a z których budowy nikt nie wychodził żywy - praca nad siły i śmiertelność wysoka, a resztę robotników grzebano przy zakończeniu budowy "Geheime Riechssache".

Mimo wszystko, do końca wojny dożyło około dwa miliony jeńców, plus lub minus pół miliona. Tych repatriowano do ZSRR i tam wszyscy wylądowali w obozach dalekiej północy. Nikt nie wyszedł żywy, ale podobnie jak przedtem, wyciśnięto z nich cały wysiłek, do jakiego byli zdolni. Nie przetrwali nawet najsilniejsi i najwytrzymalsi, ci, którzy mieli, może nie aż, jak się to mówi, dziewięć, ale co najmniej po kilka żyć.

Wreszcie, pewna liczba jeńców za wszelką cenę próbowała pozostać, nie chciała wracać do ZSRR. Mieli złe przeczucia, a może byli bardziej inteligentni i odgadli, co ich czeka, może mieli nieczyste sumienie, albo zrobili coś złego, albo tylko mieli dość "raju". Większość repatriowano przymusowo, na żądanie misji radzieckich, władze alianckie udzielały im pomocy łącznie ze stosowaniem przemocy.

Nieliczni zdołali się ukryć, na przykład w masie tzw. "DP-isów" (Displaced Person), ludzi przymusowo przesiedlonych, z łapanek, wywiezionych na roboty do Niemiec. DP nie podlegali przymusowej repatriacji, władze alianckie nie zgadzały się na stosowanie wobec nich siły. Misje radzieckie mogły albo starać się zwabić tych ludzi, przekonać ich, albo same stosowały przemoc, ale po cichu i bez rozgłosu. Niektórym jeńcom udało się ukryć. Dla wytropienia i wymordowania pozostałych, a nie do walki z Jamesem Bondem, jak może przypuszczają miłośnicy filmów sensacyjnych, powołano specjalny departament NKWD, później KGB, o wymownej nazwie smersz. Nazwa pochodzi nie od "Smert Szpionom", ale od jeszcze bardziej makabrycznego sformułowania "Specjalne metody obróbki szpiegów". Potężna organizacja, dysponująca priorytetem, również finansowym, polowała na zbiegów we wszystkich krajach świata, nic sobie nie robiąc ani z prawa, ani jego strażników. A kiedy wykonała te zadanie, trzeba przyznać, z powodzeniem, ludzie z dawnych misji repatriacyjnych, teraz wybitni fachowcy, wykorzystani zostali w innych działach rozwiniętej do niebywałych rozmiarów siatki szpiegowskiej KGB.

Trudno uwierzyć, że ten wysiłek i ogrom środków, włożono tylko po to, żeby wytępić przypadkową grupę ludzi, którzy mieli pecha znaleźć się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Prawo wielkich liczb wskazuje, że niektórzy musieli ocaleć, ale ci milczeli. Zdawali sobie sprawę, że mają szansę na przeżycie tylko , jeżeli nie zwrócą na siebie uwagi i uda się im uniknąć identyfikacji. Zostali skutecznie wyciszeni.

Static Wikipedia (no images) - November 2006

aa - ab - af - ak - als - am - an - ang - ar - arc - as - ast - av - ay - az - ba - bar - bat_smg - be - bg - bh - bi - bm - bn - bo - bpy - br - bs - bug - bxr - ca - cbk_zam - cdo - ce - ceb - ch - cho - chr - chy - closed_zh_tw - co - cr - cs - csb - cu - cv - cy - da - de - diq - dv - dz - ee - el - eml - en - eo - es - et - eu - fa - ff - fi - fiu_vro - fj - fo - fr - frp - fur - fy - ga - gd - gl - glk - gn - got - gu - gv - ha - haw - he - hi - ho - hr - hsb - ht - hu - hy - hz - ia - id - ie - ig - ii - ik - ilo - io - is - it - iu - ja - jbo - jv - ka - kg - ki - kj - kk - kl - km - kn - ko - kr - ks - ksh - ku - kv - kw - ky - la - lad - lb - lbe - lg - li - lij - lmo - ln - lo - lt - lv - map_bms - mg - mh - mi - mk - ml - mn - mo - mr - ms - mt - mus - my - mzn - na - nah - nap - nds - nds_nl - ne - new - ng - nl - nn - no - nov - nrm - nv - ny - oc - om - or - os - pa - pag - pam - pap - pdc - pi - pih - pl - pms - ps - pt - qu - rm - rmy - rn - ro - roa_rup - roa_tara - ru - ru_sib - rw - sa - sc - scn - sco - sd - se - searchcom - sg - sh - si - simple - sk - sl - sm - sn - so - sq - sr - ss - st - su - sv - sw - ta - te - test - tet - tg - th - ti - tk - tl - tlh - tn - to - tokipona - tpi - tr - ts - tt - tum - tw - ty - udm - ug - uk - ur - uz - ve - vec - vi - vls - vo - wa - war - wo - wuu - xal - xh - yi - yo - za - zea - zh - zh_classical - zh_min_nan - zh_yue - zu